Obserwatorzy

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Chapter 68.



Obudziłam się w hotelu, w którym zameldowaliśmy się wczoraj. To był na pewno ten, bo pokój
 jeszcze pamiętałam, a ten wyglądał tak samo i do tego leżąc na podłodze zobaczyłam w rogu pokoju moją torbę. Chciałam się podnieść, ale nie miałam siły. Dopiero jedno z licznych pytań, które teraz miałam w głowie, orzeźwiło mnie, mianowicie: która godzina? Przecież ślub jest dzisiaj! Jak mogłam zachować się tak nieodpowiedzialnie? Koło nogi Alexis leżał mój telefon. Była 11.43! Mieliśmy 7 godzin przewagi z uwagi na zmianę czasową, ale było za późno! Dopiero teraz zauważyłam, że Danielle i Perrie spały na łóżku, do tego w piżamach. Najwyraźniej nie było z nimi tak źle jak ze mną. Co jak najlepszego zrobiłam?
-Sam? - próbowałam obudzić przyjaciółkę, ale tylko mruknęła coś niezrozumiałego z dezaprobatą. Spróbowałam jeszcze z Alex i Eleanor, ale zareagowały tak samo.
Wzięłam swoją torbę do łazienki. Postanowiłam tam pomyśleć jak się za to wszystko zabrać. Miałam umówioną wizytę u fryzjera, kosmetyczki, a w teraz będę musiała zdać się na siebie, bo nic nie zdążę.
Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam czegoś istotnego. Rozebrałam się, wzięłam prysznic, a wychodząc na kafelki zobaczyłam Scully'ego śpiącego obok toalety. Moją pierwszą reakcją był krzyk. Dopiero potem prędko owinęłam się ręcznikiem. Przez to też rozwiązałam jeden z problemów. Wszystkich obudziłam. Gdy dziewczyny wbiegły do łazienki, Scully zdążył wstać.
-Przepraszam, nie zauważyłam cię - wytłumaczyłam się, po czym prędko wyszłam.
Po tym incydencie wszyscy się przebrali, a Alexis dodatkowo sprawdziła lot do Londynu.
-I jak? O której? - zniecierpliwiła się Danielle.
-Właśnie startuje - skrzywiła się Alex - następny jest o 16.20.
Zamurowało mnie. Przecież ślub zaczyna się o 13.00. Jedyną drogą wyjścia mogło być opóźnienie samolotu. Zabraliśmy wszystko co mieliśmy i wsiedliśmy w pierwszą taksówkę jaka stała przed hotelem. Scully jechał z nami, nie pamiętam tego, ale on twierdzi, że zaprosiłam go na ślub. Świetnie.
Po wielu kłótniach z obsługą na lotnisku pogodziłam się z tym, że mój samolot odleciał. Jedna
(najmądrzejsza według mnie) zaproponowała nam lot do Dublina. Musieliśmy na to przystać, gdyż nic innego nie mogliśmy teraz zrobić, to była ostatnia deska ratunku.
Całą drogę byłam zdenerwowana i cały czas zastanawiałam się nad drogą z Dublina do Londynu.
Mama zaczęła dzwonić do mnie godzinę przed lądowaniem, potem dołączyła do niej mama Niall'a, postanowiłam wcale nie odbierać od żadnej, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Przykro mi ale mogę nie zdążyć?
Powinnam była siedzieć teraz na tyłku w Londynie i pozwalać aby to inni biegali wokół mnie. O wiele bardziej chciałam tego niż zamartwiania się czy zdążę. Mogłyśmy lecieć na tą noc do Paryża czy Madrytu, a nie za ocean, byłoby szybciej.
Cały czas próbowałam obliczyć która będzie godzina gdy wylądujemy, ale cały czas wychodziło co innego, dałam za wygraną, bo powoli zaczęło mnie to wkurzać. Z samolotu do budynku lotniska w Dublinie wbiegłam tak szybko, że po drodze potrąciłam parę staruszków. Pomimo 16-centymetrowych obcasów, dziewczyny ledwo za mną nadążyły. Cały czas miałam to wrażenie, że Niall nie zastanie mnie przy ołtarzu.
-Jak to za 2 godziny? Pani nawet nie wie jakie jest to ważne!- zaczęłam się wydzierać na pracownicę lotniska, następną moją ofiarę.
-Przykro mi, nic nie mogę zrobić - odpowiedziała przestraszona, teraz byłam bliska uderzenia jej.
Przegrałam, usiadłam załamana i nie odpowiadałam na żadne bodźce zewnętrzne, dopóki nie zadzwonił Harry.
-Gdzie ty jesteś? My właśnie przyjechaliśmy, a was nie ma. Niall myśli, że spieprzyłaś.
-Nie ma lotu do Londynu. Utknęłam w Dublinie i nie wiem co zrobić.
-Wymyśl coś, bo masz 5 godzin.
-Dziękuję za przypomnienie przyjacielu. Powiedz Niall'owi, że na pewno będę i... Harry?! Wiem już! Powinnam być za 3 godziny. Pa!
Rozłączyłam się i prędko podbiegłam do kobiety z którą przed chwilą się kłóciłam. Miała minę jakby chciała uciekać, ale ja zobaczyłam światełko w tunelu.
-Jak już mówiłam, nie ma teraz lotów do Londynu - ubiegła mnie.
-Nie ważne - spojrzałam na tablicę wylotów - Siedem biletów na lot do Oxfordu.
Spojrzała zdziwiona i podała mi bilety. Zebrałam przyjaciół i wsiedliśmy w samolot. Liczyło się teraz tylko to, że  posuwamy się do przodu i jesteśmy coraz bliżej Londynu - celu. Lot zajmie nam godzinę, a potem tylko jakieś 70 km.
Oxford nie wybrałam tylko dlatego, że go nigdy nie widziałam. Ten lot był najszybciej, ale mogłam wybrać również Manchester, który był jednak dalej.
Dobrze wiedziałam jakie konsekwencje wiążą się z tym... wszystkim. Wczorajsza noc, dzisiejszy wyścig z czasem. Wybrałam taką drogę do świata w którym nie będę miała prywatności, z początku było to fajne, ale potem zaczęło coraz bardziej utrudniać mi życie, teraz jest już męczące, a dopiero wytrzymałam rok. Rzuciłabym wszystko gdyby nie Niall, razem nie mamy szansy na normalny związek, ale dla niego jestem gotowa się poświęcić, na pewno jest tego wart. Wiem to, bo dla kogoś innego nie starałabym się tak bardzo.
Moje genialne pomysły uleciały w Oxfordzie. Kompletnie nie wiedziałam jak dostać się do Londynu, bo co? Pojedziemy tam rowerem?
-Może taxi? - zaproponowała Danielle.
Tak, to było jakieś wyjście, ale zostało 3 i pół godziny więc powolną taksówką nie zdążymy. Szłyśmy ulicą zastanawiając się co teraz zrobić. BUM! Znowu wpadło mi coś do głowy, jednak w stresie myślę intensywniej. Zatrzymałam się przed salonem samochodowym.
-No chyba nie chcesz kupić auta - jęknęła Sam.
Ale ja nie miałam wyjścia. Kilkanaście minut później sprzedawca cieszył się, że sprzedał najdroższe auto w salonie, a ja z tego, że kupiłam najszybszy samochód z możliwych. Przez te dwa dni chyba wyczyściłam swoje konto bankowe, ale to się teraz nie liczyło. Żadne koszty nie były ważne, ani to że w aucie na 5 osób było nas 7. Pierwszy raz w życiu jechałam ponad 200km/h, przy czym Alexis i Perrie modliły się aby przeżyć. Blisko Cambridge ścigała nas policja, ale docisnęłam pedał gazu jeszcze bardziej, nie mieli szans mnie dogonić.
Po godzinie 11.00 byłam w Londynie. Perrie, Eleanor i Danielle odwiozłam do domów, Alexis i Sam do hotelu, by mogły się przebrać, w końcu były moimi druhnami, natomiast Scully pojechał ze mną. Z początku nie poznałam własnego domu, bo teren wokół budynku przypominał parking.
-Nareszcie! Musiałem odbierać telefony od fryzjera, kosmetyczki i wszystko odwoływać, ale wszystkim zajmie się Gemma ona też chciała... ej czemu jest tu Scully?
-Czekaj, skąd go znasz?
-Poznaliśmy się w nocy jak podrywał Zayn'a.
Scully zaczął się śmiać, a ja chwilę stałam z otwartą buzią. Jak to było możliwe?
-Wychodzi na to, że wszyscy spotkaliśmy się wczoraj w Las Vegas. Nie ważne, pogadamy o tym potem. Harry zajmij się Scully'm.
Pobiegłam do domu. Niall'a już nie było i chyba lepiej. Mamę minęłam na schodach, brata również. Pięłam się w górę póki nie spotkałam Gemmy, szkoda że nie była z nami w Las Vegas, ale z drugiej strony to dobrze, że nie mogła.
-A niech to, spójrz tylko w lusterko na swoje oczy!- cmoknęła z dezaprobatą. -Coś ty najlepszego wyprawiała? Zarwałaś noc?
-Prawie że.
Posłała mi zagniewane spojrzenie.
-Oliv, mam tylko określony czas na to, by zrobić cię na bóstwo. Mogłaś się lepiej postarać.
-Nikt nie spodziewa się, że będę wyglądać jak anioł. Bardziej się boję, że zasnę w środku ceremonii i przegapię moment, w którym będę miała powiedzieć ''tak'', a wtedy Niall wykorzysta sytuację i ucieknie gdzie pieprz rośnie.
Parsknęła śmiechem.
-Jakby co, rzucę w ciebie swoim bukietem.
-Dzięki.
-Przynajmniej będziesz miała czas wyspać się jutro w samolocie.
Uniosłam brew. Jutro, mówisz...hm... Zamyśliłam się. Skoro planowaliśmy wyjechać jeszcze dziś wieczorem, a według Gemmy, która pewnie wszystko wiedziała od Hazzy, mieliśmy cały jutrzejszy dzień spędzić w samolocie, to... Cóż, w takim razie naszym celem nie był raczej Mediolan. Do tej pory Niall ani słowem nie zdradził, dokąd zabiera mnie w podróż poślubną. Nie przejmowałam się tym zbytnio, dziwnie było tylko nie wiedzieć gdzie spędzi się następną noc. Ale mniejsza o to- o wiele bardziej interesowało mnie jak ją spędzę.
Gemma uzmysłowiła sobie, że mało co by się nie wygadała, zmarszczyła czoło.
-Już cię spakowałam- oznajmiła, aby odwrócić moją uwagę.
Podziałało.
-Gemma! Dlaczego nie mogę sama się spakować?
-Musiałabyś poznać zbyt wiele szczegółów.
-A ty nie miałabyś pretekstu do kolejnych zakupów, tak?
Przytaknęła mi, bo była to prawda. Oparłam się wygodniej i zamknęłam oczy z nadzieją, że część czasu uda mi się przespać i rzeczywiście, kilka razy udało mi się na chwilę zdrzemnąć, choć czasu tego nie było za wiele. Za każdym razem, gdy się budziłam, Gemma nadal się przy mnie krzątała, nie zaniedbując ani jednego centymetra kwadratowego mojego ciała.
*puść muzykę*

Po jakimś czasie kazała  mi wstać, bym mogła włożyć suknię, nie niszcząc przy tym koafiury i makijażu. Kiedy zapinała perłowe guziki na plecach, moje kolana trzęsły się do tego stopnia, że spływające do ziemi kaskady satyny drgały niczym lustro wody na wietrze.
-Weź kilka głębokich wdechów- doradziła mi- I zrób coś, aby serce tak ci nie waliło. Jeszcze trochę i twoja nowa twarz spłynie potem.
Próbowałam się uspokoić, ale tak się bałam pierwszy raz w życiu i nie wiedziałam jak to zwalczyć. Nie był to negatywny strach, lecz pozytywny niepokój przez nieznanym. Musiałam się ogarnąć, bo inaczej spadłabym schodząc po schodach z drugiego piętra.
Wreszcie wpakowali mnie do białego samochodu przypominającego białą limuzynę. Czułam się jak wyjątkowo wyrośnięta dynia i do tego zachciało mi się do toalety. Jechali ze mną: tata, Gemma, Perrie, Harry i Zayn. Harry trzymał mnie za rękę, pocieszając mnie przy tym. Naprawdę aż tak źle wyglądałam? Gdyby nie trzymał mojej dłoni, obie zaczęłyby się trząść. To mnie przerastało. Naprawdę kocham Niall'a, ale zastanawiałam się nad ucieczką, teraz wydawało mi się, iż prawdą jest, że się pośpieszyliśmy z tym ślubem. Siedziałam w tej sukni i czułam się okropnie, lubię być w centrum uwagi, ale zdecydowanie nie tak, chyba wolałabym siedzieć nago niż ubrana jako panna młoda.
Kiedy dojechaliśmy prawie wszyscy wysiedli, tylko ja zostałam sama z tatą, a przy drzwiach stał facet który miał je otworzyć. Nie rozmawiałam z tatą, bo w kącikach jego oczu widziałam lśniące łzy, ale i tak trzymał się lepiej ode mnie. Gdy po 10 minutach otworzyły się drzwi, a mój ojciec wysiadł pierwszy by mi potem pomóc, zaczęłam żałować, że wybrałam tak wysokie buty, ledwo na nich stałam. Póki nie weszłam do kościoła widziałam kilkudziesięciu fotografów i jeszcze więcej osób które przyszły popatrzeć, ale za bardzo mój strach nie pozwalał mi się rozglądać. Dzięki Bogu zostało zatrudnionych 35 ochroniarzy.
Nareszcie! Stał przed zgrabnie splecionym z białych kwiatów łukiem, którego na pewno nie było tu
wcześniej. U jego boku czekał jego ojciec, a za nim pastor. Gdzieś tam znajdowali się pozostali goście- mama, która musiała siedzieć w pierwszym rzędzie, moja nowa rodzina, moi znajomi ze szkoły- ale ci musieli na razie poczekać. Nie liczyło się teraz nic prócz Niall'a.
Tak naprawdę widziałam tylko jego twarz. Przesłaniała wszystko- nawet myśleć nie byłam w stanie o niczym innym, też o tym, że wszyscy na mnie się patrzą. Jego oczy iskrzyły jak słońce w wyjątkowo przejrzystym morzu. Targające nim silne emocje nieomal wykrzywiały idealne rysy. A potem, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, jego uśmiech zaparł mi dech w piersiach.
Gdyby nie mocny uścisk taty, biegiem rzuciłabym się do Niall'a.
Marsz wydał ni się nagle zbyt powolny i z trudem dostosowywałam się do jego tempa. Na szczęście mieliśmy do pokonania bardzo krótką drogę. W końcu stanęłam koło Niall'a. Wyciągnął rękę. W znanym od setek lat symbolicznym geście tata podał mu moją dłoń. Kiedy poczułam cudowny dotyk skóry ukochanego, pomyślałam, że oto jestem na właściwym miejscu.
Kiedy pastor wypowiadał swoją formułkę, odniosłam wrażenie, że mój świat, który od tak dawna wywrócony był do góry nogami, przyjął na powrót prawidłową pozycję. Uzmysłowiłam sobie, że byłam głupia, tak bardzo bojąc się tej chwili. Wpatrując się w triumfalne oczy Niall'a, wiedziałam, że nie tylko on dopiął swojego, ale i ja na tym wygrywam. Ponieważ nic nie było dla mnie tak ważne jak to, że mogę z nim być.
Zdałam sobie sprawę, że płaczę, dopiero kiedy przyszła kolej na mnie.
-Tak- wykrztusiłam prawie niezrozumiałym szeptem, mrugając gwałtownie, aby móc widzieć wyraz twarzy Niall'a.
On sam powtórzyłam słowa przysięgi wyraźnie i dobitnie.
-Tak.
Pastor ogłosił nas mężem i żoną, a potem Niall ostrożnie ujął moją twarz w obie dłonie. Nagle poczułam się tak delikatna, jak płatki zwisających nad naszymi głowami kwiatów. Próbowałam pojąć, jak to możliwe, że ta wspaniała osoba, na którą patrzę przez łzy, należy odtąd do mnie. Przyglądał mi się z taką miną, jakby sam też miał ochotę się rozpłakać. Pochylił się ku mnie, a ja wyciągnęłam szyję i nie puszczając bukietu, zarzuciłam mu ręce na ramiona.
Całował mnie czule, okazując jak bardzo mnie wielbi. Zapomniałam o tłumie obserwujących nas gości, o tym, gdzie się znajdujemy i po co... Pamiętałam tylko, że Niall mnie kocha, że pragnie być ze mną i że należę do niego.
Uczepiłam się go kurczowo, nie zważając na śmiechy i chrząkania widowni. To on zaczął ten pocałunek i to on musiał go przerwać. Odsunął mnie od siebie - moim zdaniem zbyt szybko - i przyjrzał mi się z pewnej odległości. Na pierwszy rzut oka wydawał się być rozbawiony - uśmiechał się prawie z drwiną - ale pod tym chwilowym przebłyskiem zjadliwego poczucia humoru skrywał głęboką radość równą mojej.
Goście zaczęli bić brawo, nie zważając na to, że jesteśmy w kościele i Niall odwrócił się w ich stronę. Ja wolałam nie spuszczać go z oczu, nadal byłam w silnym amoku.
Najpierw uściskała mnie mama i to jej zalana łzami twarz była pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, kiedy wreszcie z niechęcią oderwałam wzrok od Niall'a. Przechodziłam potem z rąk do rąk, niezupełnie świadoma z kim akurat mam do czynienia- całą swoją uwagę skupiłam na tym, aby nie puścić ukochanego. Odróżniałam jednak delikatnie objęcia rodziny i przyjaciółek od tych miażdżących braci i chłopaków, szczególnie Harry próbował mną potrząsnąć, bym przestała płakać i zaczęła się uśmiechać.

-----------------------------------------------

Proszę bardzo, jest 68! ^-^ Mam nadzieję, że się spodoba, bo pisałam go dwa dni, po 7 godzin.
Dlatego proszę o 17 komentarzy i pojawi się następny. Wraz z kolejnym rozdziałem, mam dla was niespodziankę :)

20 komentarzy:

  1. Rozdział naprawdę zajebisty!
    Nie masz pojęcia jak bardzo kocham to opowiadanie ♥♥♥
    Z niecierpliwością czekam na następny :*
    69...Hazza już czuwa xD
    Pozdrawiam
    Patty xx

    Jeśli masz czas, zapraszam do mnie:
    http://1d-truly-madly-deeply.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. nareszcie ! siedzę i zastanawiam się co napisać, ale napisałaś to tak dobrze, że nie mam słów, żeby to opisać. Pisałam to wiele razy, ale napisze jeszcze raz 'kocham Twój sposób pisania' naprawdę nie wiem co napisać :/ po prostu świetnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jeeest, nareszcie. Już myślałam, że ona mu ucieknie sprzed tego ołtarza. świetny. już czekam na następny < 3

    OdpowiedzUsuń
  4. jaaaaaaki słodki ! :D ale mimo wszystko boje sie, ze z czasem wyjdzie na jaw coś niedobrego ;/ jak najszybciej proszę o kolejny 1!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdradzę, że przy końcu już nie będę niczego komplikować :D

      Usuń
  5. awww na końcu sie wzruszyłam ? :')

    OdpowiedzUsuń
  6. O mój boże!
    Nie ma chyba słów ,żeby to jakoś zgrabnie ubrać w słowa!
    Dziewczyno masz talent!
    Proszę cię tylko już nic nie komplikuj!
    Nie zniosę tego :D
    Inga

    OdpowiedzUsuń
  7. przy końcu nie będziesz komplikować, to znaczy, ze juz koniec ? :[[[

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety, ale tak, więcej wytłumaczę przy następnym poście

      Usuń
  8. naaaaaaaaaaaastępny ! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. zdecydowanie najlepszy rozdział ever !

    OdpowiedzUsuń
  10. też bym tak chciała! do ołtarza z NIall'em :c rozdział wręcz cudowny *.*

    OdpowiedzUsuń
  11. kocham, nastepny proszę ;d

    OdpowiedzUsuń
  12. proszeee ! dodaj już kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  13. ta końcówka jakaś taka najsłodsza! ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. Będzie dzisiaj rozdział?

    OdpowiedzUsuń