Obserwatorzy

niedziela, 9 marca 2014

NOWY BLOG!

Tak jak zapowiedziałam, jest nowy blog. Wiem, że ciut później niż obiecałam, ale jest :)
Prawdopodobnie ktoś z góry nie chce żebym pisała, bo gotowe było pierwsze 10 rozdziałów, które w magiczny sposób zniknęły z pedriva, tak więc piszę od nowa, a na razie możecie zobaczyć i wybrać ulubionego bohatera :)

Dodałam tam gadżet : obserwatorzy, ale nie pokazuje się, dlatego proszę was, dodawajcie się w ten drugi sposób :)) postaram się coś w tym zmienić :)

***

A co do tego bloga, to jeszcze raz dziękuję że czytaliście i mnie wspieraliście, mam nadzieję że tak będzie i przy drugim opowiadaniu, bo postaram się je zrobić dłuższe, ale to zależy od tego ile osób będzie czytać i komentować. A co do tematu, to bardzo mi przykro że tak mało osób dodało komentarz przy epilogu, ale dziękuję tym, którzy napisali bardzo miłe słowa :)

Na koniec zdradzę kilka rzeczy które pojawią się w nowym blogu: przyjaźń, miłość, zdrada, narkotyki, alkohol, imprezy i wiele więcej, tak więc czekajcie, a wkrótce ukaże się prolog :)


(całkiem inne opowiadanie niż to, jakieś pytania? założyłam specjalnie dla was ask.fm, choć prywatnie nie używam  http://ask.fm/oliviablogger - pytać!)

niedziela, 16 lutego 2014

Epilog. Chapter 70.

Niekiedy wyobrażałam sobie jak będzie wyglądało moje dorosłe życie, ale byłam prawie pewna, że sobie nie poradzę, zawsze gdy pomyślałam o wyprowadzce od rodziców i pracy, wiedziałam że to nie dla mnie, więcej - wiele razy nawet rozważałam zostanie w domu rodzinnym . Teraz, gdy przyszłość stała się teraźniejszością, wiem, że źle planowałam swoje życie, bo normalna praca jest po prostu nie dla mnie. Jestem już na swoim i nie zamierzam się ruszać z tego miejsca.
Minęło już 8 lat, ale wspominam i będę wspominać dzień ślubu. Można to porównywać do następnego rozdziału w czytanej książce, nowa strona, a dla mnie całkiem odmienione życie. Nie twierdzę, że zmieniło się w bajkę, jeszcze do tego daleko, ale lepiej chyba być nie może, właśnie tak jest mi dobrze.
Olivia Feidley - Horan nadal śpiewa. Nowe albumy, trasy koncertowe, występy, nie mogłam z tego zrezygnować. One Direction - oni są w tej samej sytuacji, nie chcieli tego rzucić i w najbliższym czasie to się nie stanie, chociaż Louis ma już 30 lat, ale nadal jego dusza pozostała młoda.
Między mną a Niall'em nic się nie zmieniło. Jest tak jak wcześniej, ta sama ekscytacja drugą osobą, tylko z roku na rok to się nasila.
Zayn i Perrie również nie widzą świata poza sobą i jeszcze poza kimś - Rosalie. Oboje definitywnie sprawdzili się w roli rodziców, Rose ma 5 lat i już teraz ma ciekawe życie, rodzice muszą się nią dzielić, więc lata z nimi po całym świecie.
Liam i Sophie? Chyba raczej Liam i Danielle. W ich historii pasuje powiedzenie 'do trzech razy sztuka'. Wrócili do siebie niedługo po moim i Niall'a ślubie, gdzie się spotkali. Chociaż Liam był z Sophie, nadal kochał Dan, a ona czekała cierpliwie. Teraz są zaręczeni, a my czekamy na ślub.
Louis i Eleanor już nie są razem i nadal nie wiem czemu się rozstali, niby było między nimi wszystko okej, ale Eleanor nie rozpaczała za bardzo i od razu sobie kogoś znalazła. Ku zdumieniu wszystkich, Lou jest teraz z Kendall Jenner, byłą dziewczyną Harry'ego.
A sam Harry? Poznał on kogoś, kto również był tak samo powalony jak on. Może jednak nie poznał, bo znali się już długo. Nie wszyscy cieszą się z tego związku, ale dzięki Styles'owi, Miley Cyrus się zmieniła. Znowu ma długie włosy i już tak nie prowokuje każdym teledyskiem, czy występem.
Jednak nie wszystko poszło tak dobrze i nie wszystkich historia jest szczęśliwa. Melanie, moja najlepsza przyjaciółka, nie wytrzymała tej presji. W 9-tym miesiącu ciąży powiesiła się. Nie mogłam w to uwierzyć, bo nigdy bym nie pomyślała, że ona jest w stanie to zrobić. Przez to jej matka odeszła z pracy i przeprowadziła się do Brazylii, by być bliżej miejsca gdzie jej córka skończyła ze sobą. Ja mam nowego menadżera - Steven'a. Wszyscy bardzo to przeżyliśmy.
-O czym tak myślisz?- usłyszałam za sobą głos Niall'a.
Odwróciłam się w jego stronę, stał za sofą, trzymając na rękach Cody'ego.
-O obiedzie.
Roześmiał się.
Wstałam, ściągając przy tym z siebie koc, przez co ukazał się mój ogromny brzuch. Niall spojrzał na mnie krzywo.
-Tylko dlatego, że za tydzień mam wyznaczony termin, nie będę całych dni spędzać na siedzeniu.
Wzięłam od niego syna i zabrałam do kuchni. Zaraz przyszedł za mną.
-Martwię się o ciebie. Dobrze, nie musisz siedzieć, ale nie powinnaś nosić dwulatka.
-Nie jest ciężki, ma to po tobie.
Pocałował mnie, ale i tak zabrał mi dziecko.
Mieliśmy akurat wolne od pracy, całe dwa miesiące. Potem on wróci w trasę koncertową na kolejne pół roku, a ja będę zajmować się dziećmi, po tym czasie i ja wrócę. Zupełnie tak jak przy Cody'm.

Tydzień później urodziła się Melodie. Imię ma na cześć mojej Melanie.
Co więcej... nasza historia jeszcze się nie kończy, to dopiero początek.

_____________________

Tak więc, o to koniec! Kocham Was, za to że zostaliście ze mną do końca i czytaliście te lepsze i te gorsze rozdziały. Nie żegnamy się, już niedługo zacznę nowe opowiadanie, które mam nadzieję że będzie lepsze, bo już nabyłam pewnego doświadczenia :)

czwartek, 6 lutego 2014

Chapter 69.

Chociaż sama tego nie koordynowałam ani nie wnikałam w postępowania przygotowań wesela, wszystko było dokładnie zaplanowane i z tą samą starannością wykonane. Przejście z ceremonii zaślubin do wesela było moim zdaniem płynne i zorganizowane. Goście w swych autach utworzyli długi, lecz zgrabny korowód, składający się z najróżniejszych marek i kolorów samochodów, a na samym początku była nasza limuzyna. Tylko ja i Niall, no i Harry z Gemmą. Tak, to ją wybrałam na świadkową, bo nie brała udziału w tych głupich zawodach. Sam, Alexis, Perrie, Dan, El, Sophie, wszystkie miały nieukrytą chęć na to miejsce, a Gemma nie i właśnie dlatego jej to zaproponowałam, lecz pomógł mi w tej decyzji jej brat.
Jechaliśmy w eskorcie policji, więc dzięki temu, w mieście nie utworzyły się gigantyczne korki. Gdy wjeżdżaliśmy na teren posesji na której miało odbyć się wesele, widziałam jak białe girlandy jarzą się w świetle lampek na drzewach i jak około dziesięć tysięcy kwiatów, tworzących zapierający dech w piersiach dywan rozłożony na całym terenie wokół, delikatnie podnosi się i opada z pomocą jesiennego wiatru.
Ceremonia i podróż tutaj zabrały dokładnie tyle czasu, aby słońce zdążyło schować się za czubkami drzew rosnących wokół, powoli zapadał zmierzch, ale niezbędnym pośrednikiem w tym procesie była nadchodząca zima, już teraz robiło się wcześnie ciemno.
Wewnątrz domu osadzonego w samym centrum terenu wykarczowanego również w środku lasu, znajdowała się ogromna sala, która miała być miejscem wesela, gdyby było ciepło na pewno zostalibyśmy na zewnątrz. Po jakimś czasie, gdy przy wejściu formował się wielki stos prezentów, tłum rozpierzchł się po sali, tworząc niewielkie grupki. Nadszedł czas na rozmowy i zabawę. Wszyscy chcieli uciąć sobie z nami pogawędkę, chociaż dopiero co składali nam życzenia. Nie było to dziwne, że Harry rozpoczął kolejkę. Razem z Gemmą wepchali się przed pozostałymi, to co mówił nie było do końca na serio, ale Gemma doprowadziła brata do porządku i powiedział kilka sensownych zdań. Następni  w kolejce byli moi rodzice, a za nimi rodzice Niall'a i jego brat Greg z żoną. Nasze mamy ledwo co mówiły, bo płacz im  w tym przeszkadzał, odeszły razem dalej szlochając, nasi ojcowie również oddalili się razem, szukając pewnie czegoś by razem się napić.
Nadal dziwnie się czułam w tej sukni. Sądziłam iż wielka, rozłożysta suknia mi się tak podoba, to i będę szczęśliwa nosząc ją. Teraz wybrałabym taką, która nie zajmuje miejsca trzech osób, ale mam nadzieję, że nie będę musiała ponownie kupować sukni ślubnej.
Ucieszyłam się na widok Michael'a. Ostatnim razem gdy się widzieliśmy, bardzo się pokłóciliśmy i nie zanosiło się na to by łatwo mi wybaczył, a tu proszę: stoi uśmiechnięty, jak gdyby nigdy nic, jednak śluby wszystkich jednoczą.
Prócz Sam i Alexis nie zaprosiłam nikogo więcej ze szkoły, nie przepadałam za pozostałymi, ale i źle wspominam liceum, dlatego nie chciałam powracać do tamtych czasów.
Same życzenia zajęły nam dużo czasu, bo musieliśmy choć chwilę porozmawiać z trzema setkami ludzi, tak około, gdyż kilkanaście osób nie mogło przyjść, a niektórzy byli tylko na ceremonii kościelnej.
Wesele przebiegało według tradycyjnego scenariusza. Kiedy kroiliśmy nasz efektowny tort, oślepiły mnie flesze, ale to dlatego że ktoś specjalnie próbował wywołać u mnie chwilowy zanik wzroku, byłam prawie pewna że to Louis ( tak na marginesie tort, był moim zdaniem, zbyt duży, pomimo dużej liczby gości i tak sporo zostało, tort był mojej wysokości, ale pięć razy szerszy).
Przez te wszystkie tradycje całkowicie zmieniłam swoje nastawienie. Co rusz płonęłam rumieńcem i już na pewno nigdy nie będę pragnęła być w centrum uwagi jak dotychczas. Na początku musieliśmy nakarmić się tortem nawzajem, co było swoją drogą niezwykle stresujące, bo wiedziałam że wszyscy się patrzą jak jem. Rzucając bukietem wykazałam się niespotykaną u siebie zręcznością, a wiązanka trafiła prosto w ręce zaskoczonej Eleanor. Chyba nigdy nie zapomnę miny Lou, gdy to zobaczył, jego twarz mówiła: nie chodzi tu o mnie, ja nie zamierzam ci się oświadczyć! Dobrze widziałam, że po tym Louis poszedł się napić.
Przed zdejmowaniem podwiązki zsunęłam ją dyskretnie niemal do łydki, ale kiedy Niall usuwał ją, jak należało zębami i tak zrobiłam się koloru dorodnego pomidora, a połowa gości - szczególnie Lou, Harry i Liam- miała ubaw po pachy. Wynurzywszy się spod mojej sukienki, Niall mrugnął do mnie porozumiewawczo po czym wycelował swoją zdobycz w środek twarzy Harry'ego.
Nadszedł czas na pierwszy taniec wieczoru, zgodnie ze zwyczajem, w wykonaniu pary młodej. To był jedyny punkt wesela, gdy weszłam na parkiet bez oporów, nie mogąc się doczekać kiedy znowu znajdę się w objęciach Niall'a. Prowadził mnie tak pewnie, że niczym nie musiałam się przejmować - wirowaliśmy wdzięcznie w błyskach fleszy i poświacie rzucanej przez baldachim choinowych lampek nad nami.
-Czy dobrze się pani bawi, pani Horan?- szepnął mi do ucha.
Zaśmiałam się.
-Trochę potrwa, zanim się przyzwyczaję.
-Mamy czas- przypomniał mi przepełnionym radością głosem, po czym pocałował mnie, nie przerywając tańca. Zaczęto nam robić jeszcze więcej zdjęć niż przedtem.
Muzyka zmieniła się i tata poklepał Niall'a po ramieniu. Z nim tańczyć nie było mi już tak łatwo - to po tacie moi bracia odziedziczyli brak zdolności w tej dziedzinie. Poruszaliśmy się więc po parkiecie ostrożnie, cały czas musiałam go prowadzić. Niall i jego mama, kręcili się tymczasem niedaleko o wiele zgrabniej.
Zatańczyłam chyba ze wszystkimi, z niektórymi nawet kilkadziesiąt sekund, ale i tak się liczyło. Miło było widzieć te osoby z którymi nie widziałam się szmat czasu, ale tak naprawdę zależało mi tylko na przebywaniu z Niall'em. Szczerze się ucieszyłam, kiedy w pierwszej minucie kolejnego tańca, przeprosił mojego partnera i porwał mnie w swoje ramiona.
-Nadal nie lubisz Jorge?- skomentowałam, kiedy znaleźliśmy się od niego w takiej odległości, że nie mógł już nas podsłuchać.
-Nie przepadam za nim, bo widzę jak na ciebie patrzy. Ma szczęście, że nie wyrzuciłem go z wesela, albo że nie potraktowałem go jeszcze gorzej.
-Tak już ci wierzę, pewnie normalnie się patrzy.
-Czy w ciągu ostatnich kilku godzin widziałaś swoje odbicie?
-Ehm... nie, a bo co?
-W takim razie podejrzewam, że nie zdajesz sobie sprawy jak niezwykle atrakcyjnie się dzisiaj prezentujesz. Wcale się nie dziwię, że Jorge nie mógł się powstrzymać, chociaż jesteś już mężatką. Mam żal do Gemmy, że nie zmusiła cię do przejrzenia się w lustrze.
-Nie miałam na to czasu, ale wiesz co? Przesadzasz, bo jesteś zaślepiony.
Westchnął. Zatrzymał się i odwrócił mnie twarzą w stronę zewnętrznych drzwi. W zajmującą całą powierzchnię ściany szybach odbijali się tańczący goście. Niall wskazał na parę dokładnie naprzeciwko nas.
-Zaślepiony mówisz?
U boku jego sobowtóra stała ciemnowłosa piękność. Miała oliwkową cerę bez jednej skazy i błyszczące z podekscytowania oczy obramowane wachlarzami czarnych rzęs. Biała kreacja, którą miała na sobie przypominała odwrócony pąk róży. Gdy tak się przyglądałam nieznajomej zaczęłam rozpoznawać w niej samą siebie. Nie wiedziałam z czego wynika ta zmiana. Moja wysoka samoocena pozwalała mi całe życie sądzić, że jestem ładniejsza od pozostałych dziewczyn i nie ważne czy była to prawda. A teraz nie był to na pewno wynik mojego samodzielnego, wygórowanego osądu. Doszłam do wniosku, że to głównie przez mój nowy makijaż wyglądam inaczej, lepiej. Praktycznie to tego makijażu nie było. Zawsze nakładałam na siebie jak najwięcej, oczy i usta pomalowane na ciemno, a teraz było odwrotnie, a efekt o wiele bardziej mi się spodobał. Zanim zdążyłam nacieszyć się swoim widokiem, Niall przyciągnął mnie do siebie do siebie. Przy nim zapominałam o bożym świecie, na ziemię sprowadził mnie głos Gemmy.
-Oliv, czas się przebrać.
Czy naprawdę nie mogła poczekać? Niall zignorował siostrę najlepszego kumpla i naparł na moje wargi z jeszcze większą energią, serce waliło mi jak oszalałe, bo ledwo dążyłam z łapaniem oddechu. Nigdy nie całował mnie tak przy ludziach. Odsunął się ode mnie tylko na ułamek sekundy.
-Sio!- mruknął i wrócił do przerwanej czynności.
-Oliv, chcesz polecieć w sukni ślubnej?
Puściłam jej pytanie mimo uszu, zresztą było mi wszystko jedno.
Gemma jęknęła cicho.
-Powiem jej dokąd ją zabierasz- zagroziła Niall'owi.
Zamarł na moment, a potem spiorunował ją wzrokiem.
-Idziemy- zakomenderowała biorąc mnie za rękę.
Ciągnęła mnie cierpliwie za sobą, a kilkoro gości zachichotało. Poddałam się by nie robić przedstawienia. Weszłyśmy do jednego z licznych pokoi w tym domu. W środku czekały już Perrie, Danielle, Sam i Alexis. Po Sophie nie spodziewałam się że ciut bardziej się zainteresuje i miałam rację. A co do Gemmy, zaczęłam spędzać z nią dużo czasu 2 miesiące temu, głównie przez ślub, pomagała także kupić Hazzie garnitur.
Gdy byłam w stroju na podróż wszystko poszło bardzo sprawnie. Razem z Niall'em, który również przebrał się w czarne spodnie, biały t-shirt i brązową kurtkę, wyszliśmy z domu, a goście podążyli za nami. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wsiedliśmy w samochód, który mieliśmy zostawić na lotnisku, stamtąd miał go ktoś odebrać.
Do samego końca nie dowiedziałam się gdzie lecimy, a utrudniał mi w tym prywatny samolot, gdybyśmy lecieli normalnym, dowiedziałabym się jakie miejsce jest naszym celem. Jednak samo miasto nie było takie ważne, tylko to, że mieliśmy być tam razem.

 ------------------------

Przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale i tak jest przed czasem, bo zamierzałam zamieścić tu post w sobotę, tak więc, następny - ostatni pojawi się gdy będzie tu 20 komentarzy <3
Pierwsza wiadomość poza, to polecam blog mojej przyjaciółki http://storyofmyxxlife.blogspot.com/
Następny news to nowy blog, już go założyłam, ale kompletnie nic na nim nie ma. Gdy dodam tutaj 70 rozdział, odpocznę od pisana na miesiąc, a wraz z marcem zabiorę się do pisana na nowo. Napiszę jeszcze tutaj informację o nowym opowiadaniu, mam nadzieję że będziecie czytać <3
Jeśli macie jakieś pytania, pisać na tt @oliviaxxbling.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Chapter 68.



Obudziłam się w hotelu, w którym zameldowaliśmy się wczoraj. To był na pewno ten, bo pokój
 jeszcze pamiętałam, a ten wyglądał tak samo i do tego leżąc na podłodze zobaczyłam w rogu pokoju moją torbę. Chciałam się podnieść, ale nie miałam siły. Dopiero jedno z licznych pytań, które teraz miałam w głowie, orzeźwiło mnie, mianowicie: która godzina? Przecież ślub jest dzisiaj! Jak mogłam zachować się tak nieodpowiedzialnie? Koło nogi Alexis leżał mój telefon. Była 11.43! Mieliśmy 7 godzin przewagi z uwagi na zmianę czasową, ale było za późno! Dopiero teraz zauważyłam, że Danielle i Perrie spały na łóżku, do tego w piżamach. Najwyraźniej nie było z nimi tak źle jak ze mną. Co jak najlepszego zrobiłam?
-Sam? - próbowałam obudzić przyjaciółkę, ale tylko mruknęła coś niezrozumiałego z dezaprobatą. Spróbowałam jeszcze z Alex i Eleanor, ale zareagowały tak samo.
Wzięłam swoją torbę do łazienki. Postanowiłam tam pomyśleć jak się za to wszystko zabrać. Miałam umówioną wizytę u fryzjera, kosmetyczki, a w teraz będę musiała zdać się na siebie, bo nic nie zdążę.
Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam czegoś istotnego. Rozebrałam się, wzięłam prysznic, a wychodząc na kafelki zobaczyłam Scully'ego śpiącego obok toalety. Moją pierwszą reakcją był krzyk. Dopiero potem prędko owinęłam się ręcznikiem. Przez to też rozwiązałam jeden z problemów. Wszystkich obudziłam. Gdy dziewczyny wbiegły do łazienki, Scully zdążył wstać.
-Przepraszam, nie zauważyłam cię - wytłumaczyłam się, po czym prędko wyszłam.
Po tym incydencie wszyscy się przebrali, a Alexis dodatkowo sprawdziła lot do Londynu.
-I jak? O której? - zniecierpliwiła się Danielle.
-Właśnie startuje - skrzywiła się Alex - następny jest o 16.20.
Zamurowało mnie. Przecież ślub zaczyna się o 13.00. Jedyną drogą wyjścia mogło być opóźnienie samolotu. Zabraliśmy wszystko co mieliśmy i wsiedliśmy w pierwszą taksówkę jaka stała przed hotelem. Scully jechał z nami, nie pamiętam tego, ale on twierdzi, że zaprosiłam go na ślub. Świetnie.
Po wielu kłótniach z obsługą na lotnisku pogodziłam się z tym, że mój samolot odleciał. Jedna
(najmądrzejsza według mnie) zaproponowała nam lot do Dublina. Musieliśmy na to przystać, gdyż nic innego nie mogliśmy teraz zrobić, to była ostatnia deska ratunku.
Całą drogę byłam zdenerwowana i cały czas zastanawiałam się nad drogą z Dublina do Londynu.
Mama zaczęła dzwonić do mnie godzinę przed lądowaniem, potem dołączyła do niej mama Niall'a, postanowiłam wcale nie odbierać od żadnej, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Przykro mi ale mogę nie zdążyć?
Powinnam była siedzieć teraz na tyłku w Londynie i pozwalać aby to inni biegali wokół mnie. O wiele bardziej chciałam tego niż zamartwiania się czy zdążę. Mogłyśmy lecieć na tą noc do Paryża czy Madrytu, a nie za ocean, byłoby szybciej.
Cały czas próbowałam obliczyć która będzie godzina gdy wylądujemy, ale cały czas wychodziło co innego, dałam za wygraną, bo powoli zaczęło mnie to wkurzać. Z samolotu do budynku lotniska w Dublinie wbiegłam tak szybko, że po drodze potrąciłam parę staruszków. Pomimo 16-centymetrowych obcasów, dziewczyny ledwo za mną nadążyły. Cały czas miałam to wrażenie, że Niall nie zastanie mnie przy ołtarzu.
-Jak to za 2 godziny? Pani nawet nie wie jakie jest to ważne!- zaczęłam się wydzierać na pracownicę lotniska, następną moją ofiarę.
-Przykro mi, nic nie mogę zrobić - odpowiedziała przestraszona, teraz byłam bliska uderzenia jej.
Przegrałam, usiadłam załamana i nie odpowiadałam na żadne bodźce zewnętrzne, dopóki nie zadzwonił Harry.
-Gdzie ty jesteś? My właśnie przyjechaliśmy, a was nie ma. Niall myśli, że spieprzyłaś.
-Nie ma lotu do Londynu. Utknęłam w Dublinie i nie wiem co zrobić.
-Wymyśl coś, bo masz 5 godzin.
-Dziękuję za przypomnienie przyjacielu. Powiedz Niall'owi, że na pewno będę i... Harry?! Wiem już! Powinnam być za 3 godziny. Pa!
Rozłączyłam się i prędko podbiegłam do kobiety z którą przed chwilą się kłóciłam. Miała minę jakby chciała uciekać, ale ja zobaczyłam światełko w tunelu.
-Jak już mówiłam, nie ma teraz lotów do Londynu - ubiegła mnie.
-Nie ważne - spojrzałam na tablicę wylotów - Siedem biletów na lot do Oxfordu.
Spojrzała zdziwiona i podała mi bilety. Zebrałam przyjaciół i wsiedliśmy w samolot. Liczyło się teraz tylko to, że  posuwamy się do przodu i jesteśmy coraz bliżej Londynu - celu. Lot zajmie nam godzinę, a potem tylko jakieś 70 km.
Oxford nie wybrałam tylko dlatego, że go nigdy nie widziałam. Ten lot był najszybciej, ale mogłam wybrać również Manchester, który był jednak dalej.
Dobrze wiedziałam jakie konsekwencje wiążą się z tym... wszystkim. Wczorajsza noc, dzisiejszy wyścig z czasem. Wybrałam taką drogę do świata w którym nie będę miała prywatności, z początku było to fajne, ale potem zaczęło coraz bardziej utrudniać mi życie, teraz jest już męczące, a dopiero wytrzymałam rok. Rzuciłabym wszystko gdyby nie Niall, razem nie mamy szansy na normalny związek, ale dla niego jestem gotowa się poświęcić, na pewno jest tego wart. Wiem to, bo dla kogoś innego nie starałabym się tak bardzo.
Moje genialne pomysły uleciały w Oxfordzie. Kompletnie nie wiedziałam jak dostać się do Londynu, bo co? Pojedziemy tam rowerem?
-Może taxi? - zaproponowała Danielle.
Tak, to było jakieś wyjście, ale zostało 3 i pół godziny więc powolną taksówką nie zdążymy. Szłyśmy ulicą zastanawiając się co teraz zrobić. BUM! Znowu wpadło mi coś do głowy, jednak w stresie myślę intensywniej. Zatrzymałam się przed salonem samochodowym.
-No chyba nie chcesz kupić auta - jęknęła Sam.
Ale ja nie miałam wyjścia. Kilkanaście minut później sprzedawca cieszył się, że sprzedał najdroższe auto w salonie, a ja z tego, że kupiłam najszybszy samochód z możliwych. Przez te dwa dni chyba wyczyściłam swoje konto bankowe, ale to się teraz nie liczyło. Żadne koszty nie były ważne, ani to że w aucie na 5 osób było nas 7. Pierwszy raz w życiu jechałam ponad 200km/h, przy czym Alexis i Perrie modliły się aby przeżyć. Blisko Cambridge ścigała nas policja, ale docisnęłam pedał gazu jeszcze bardziej, nie mieli szans mnie dogonić.
Po godzinie 11.00 byłam w Londynie. Perrie, Eleanor i Danielle odwiozłam do domów, Alexis i Sam do hotelu, by mogły się przebrać, w końcu były moimi druhnami, natomiast Scully pojechał ze mną. Z początku nie poznałam własnego domu, bo teren wokół budynku przypominał parking.
-Nareszcie! Musiałem odbierać telefony od fryzjera, kosmetyczki i wszystko odwoływać, ale wszystkim zajmie się Gemma ona też chciała... ej czemu jest tu Scully?
-Czekaj, skąd go znasz?
-Poznaliśmy się w nocy jak podrywał Zayn'a.
Scully zaczął się śmiać, a ja chwilę stałam z otwartą buzią. Jak to było możliwe?
-Wychodzi na to, że wszyscy spotkaliśmy się wczoraj w Las Vegas. Nie ważne, pogadamy o tym potem. Harry zajmij się Scully'm.
Pobiegłam do domu. Niall'a już nie było i chyba lepiej. Mamę minęłam na schodach, brata również. Pięłam się w górę póki nie spotkałam Gemmy, szkoda że nie była z nami w Las Vegas, ale z drugiej strony to dobrze, że nie mogła.
-A niech to, spójrz tylko w lusterko na swoje oczy!- cmoknęła z dezaprobatą. -Coś ty najlepszego wyprawiała? Zarwałaś noc?
-Prawie że.
Posłała mi zagniewane spojrzenie.
-Oliv, mam tylko określony czas na to, by zrobić cię na bóstwo. Mogłaś się lepiej postarać.
-Nikt nie spodziewa się, że będę wyglądać jak anioł. Bardziej się boję, że zasnę w środku ceremonii i przegapię moment, w którym będę miała powiedzieć ''tak'', a wtedy Niall wykorzysta sytuację i ucieknie gdzie pieprz rośnie.
Parsknęła śmiechem.
-Jakby co, rzucę w ciebie swoim bukietem.
-Dzięki.
-Przynajmniej będziesz miała czas wyspać się jutro w samolocie.
Uniosłam brew. Jutro, mówisz...hm... Zamyśliłam się. Skoro planowaliśmy wyjechać jeszcze dziś wieczorem, a według Gemmy, która pewnie wszystko wiedziała od Hazzy, mieliśmy cały jutrzejszy dzień spędzić w samolocie, to... Cóż, w takim razie naszym celem nie był raczej Mediolan. Do tej pory Niall ani słowem nie zdradził, dokąd zabiera mnie w podróż poślubną. Nie przejmowałam się tym zbytnio, dziwnie było tylko nie wiedzieć gdzie spędzi się następną noc. Ale mniejsza o to- o wiele bardziej interesowało mnie jak ją spędzę.
Gemma uzmysłowiła sobie, że mało co by się nie wygadała, zmarszczyła czoło.
-Już cię spakowałam- oznajmiła, aby odwrócić moją uwagę.
Podziałało.
-Gemma! Dlaczego nie mogę sama się spakować?
-Musiałabyś poznać zbyt wiele szczegółów.
-A ty nie miałabyś pretekstu do kolejnych zakupów, tak?
Przytaknęła mi, bo była to prawda. Oparłam się wygodniej i zamknęłam oczy z nadzieją, że część czasu uda mi się przespać i rzeczywiście, kilka razy udało mi się na chwilę zdrzemnąć, choć czasu tego nie było za wiele. Za każdym razem, gdy się budziłam, Gemma nadal się przy mnie krzątała, nie zaniedbując ani jednego centymetra kwadratowego mojego ciała.
*puść muzykę*

Po jakimś czasie kazała  mi wstać, bym mogła włożyć suknię, nie niszcząc przy tym koafiury i makijażu. Kiedy zapinała perłowe guziki na plecach, moje kolana trzęsły się do tego stopnia, że spływające do ziemi kaskady satyny drgały niczym lustro wody na wietrze.
-Weź kilka głębokich wdechów- doradziła mi- I zrób coś, aby serce tak ci nie waliło. Jeszcze trochę i twoja nowa twarz spłynie potem.
Próbowałam się uspokoić, ale tak się bałam pierwszy raz w życiu i nie wiedziałam jak to zwalczyć. Nie był to negatywny strach, lecz pozytywny niepokój przez nieznanym. Musiałam się ogarnąć, bo inaczej spadłabym schodząc po schodach z drugiego piętra.
Wreszcie wpakowali mnie do białego samochodu przypominającego białą limuzynę. Czułam się jak wyjątkowo wyrośnięta dynia i do tego zachciało mi się do toalety. Jechali ze mną: tata, Gemma, Perrie, Harry i Zayn. Harry trzymał mnie za rękę, pocieszając mnie przy tym. Naprawdę aż tak źle wyglądałam? Gdyby nie trzymał mojej dłoni, obie zaczęłyby się trząść. To mnie przerastało. Naprawdę kocham Niall'a, ale zastanawiałam się nad ucieczką, teraz wydawało mi się, iż prawdą jest, że się pośpieszyliśmy z tym ślubem. Siedziałam w tej sukni i czułam się okropnie, lubię być w centrum uwagi, ale zdecydowanie nie tak, chyba wolałabym siedzieć nago niż ubrana jako panna młoda.
Kiedy dojechaliśmy prawie wszyscy wysiedli, tylko ja zostałam sama z tatą, a przy drzwiach stał facet który miał je otworzyć. Nie rozmawiałam z tatą, bo w kącikach jego oczu widziałam lśniące łzy, ale i tak trzymał się lepiej ode mnie. Gdy po 10 minutach otworzyły się drzwi, a mój ojciec wysiadł pierwszy by mi potem pomóc, zaczęłam żałować, że wybrałam tak wysokie buty, ledwo na nich stałam. Póki nie weszłam do kościoła widziałam kilkudziesięciu fotografów i jeszcze więcej osób które przyszły popatrzeć, ale za bardzo mój strach nie pozwalał mi się rozglądać. Dzięki Bogu zostało zatrudnionych 35 ochroniarzy.
Nareszcie! Stał przed zgrabnie splecionym z białych kwiatów łukiem, którego na pewno nie było tu
wcześniej. U jego boku czekał jego ojciec, a za nim pastor. Gdzieś tam znajdowali się pozostali goście- mama, która musiała siedzieć w pierwszym rzędzie, moja nowa rodzina, moi znajomi ze szkoły- ale ci musieli na razie poczekać. Nie liczyło się teraz nic prócz Niall'a.
Tak naprawdę widziałam tylko jego twarz. Przesłaniała wszystko- nawet myśleć nie byłam w stanie o niczym innym, też o tym, że wszyscy na mnie się patrzą. Jego oczy iskrzyły jak słońce w wyjątkowo przejrzystym morzu. Targające nim silne emocje nieomal wykrzywiały idealne rysy. A potem, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, jego uśmiech zaparł mi dech w piersiach.
Gdyby nie mocny uścisk taty, biegiem rzuciłabym się do Niall'a.
Marsz wydał ni się nagle zbyt powolny i z trudem dostosowywałam się do jego tempa. Na szczęście mieliśmy do pokonania bardzo krótką drogę. W końcu stanęłam koło Niall'a. Wyciągnął rękę. W znanym od setek lat symbolicznym geście tata podał mu moją dłoń. Kiedy poczułam cudowny dotyk skóry ukochanego, pomyślałam, że oto jestem na właściwym miejscu.
Kiedy pastor wypowiadał swoją formułkę, odniosłam wrażenie, że mój świat, który od tak dawna wywrócony był do góry nogami, przyjął na powrót prawidłową pozycję. Uzmysłowiłam sobie, że byłam głupia, tak bardzo bojąc się tej chwili. Wpatrując się w triumfalne oczy Niall'a, wiedziałam, że nie tylko on dopiął swojego, ale i ja na tym wygrywam. Ponieważ nic nie było dla mnie tak ważne jak to, że mogę z nim być.
Zdałam sobie sprawę, że płaczę, dopiero kiedy przyszła kolej na mnie.
-Tak- wykrztusiłam prawie niezrozumiałym szeptem, mrugając gwałtownie, aby móc widzieć wyraz twarzy Niall'a.
On sam powtórzyłam słowa przysięgi wyraźnie i dobitnie.
-Tak.
Pastor ogłosił nas mężem i żoną, a potem Niall ostrożnie ujął moją twarz w obie dłonie. Nagle poczułam się tak delikatna, jak płatki zwisających nad naszymi głowami kwiatów. Próbowałam pojąć, jak to możliwe, że ta wspaniała osoba, na którą patrzę przez łzy, należy odtąd do mnie. Przyglądał mi się z taką miną, jakby sam też miał ochotę się rozpłakać. Pochylił się ku mnie, a ja wyciągnęłam szyję i nie puszczając bukietu, zarzuciłam mu ręce na ramiona.
Całował mnie czule, okazując jak bardzo mnie wielbi. Zapomniałam o tłumie obserwujących nas gości, o tym, gdzie się znajdujemy i po co... Pamiętałam tylko, że Niall mnie kocha, że pragnie być ze mną i że należę do niego.
Uczepiłam się go kurczowo, nie zważając na śmiechy i chrząkania widowni. To on zaczął ten pocałunek i to on musiał go przerwać. Odsunął mnie od siebie - moim zdaniem zbyt szybko - i przyjrzał mi się z pewnej odległości. Na pierwszy rzut oka wydawał się być rozbawiony - uśmiechał się prawie z drwiną - ale pod tym chwilowym przebłyskiem zjadliwego poczucia humoru skrywał głęboką radość równą mojej.
Goście zaczęli bić brawo, nie zważając na to, że jesteśmy w kościele i Niall odwrócił się w ich stronę. Ja wolałam nie spuszczać go z oczu, nadal byłam w silnym amoku.
Najpierw uściskała mnie mama i to jej zalana łzami twarz była pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, kiedy wreszcie z niechęcią oderwałam wzrok od Niall'a. Przechodziłam potem z rąk do rąk, niezupełnie świadoma z kim akurat mam do czynienia- całą swoją uwagę skupiłam na tym, aby nie puścić ukochanego. Odróżniałam jednak delikatnie objęcia rodziny i przyjaciółek od tych miażdżących braci i chłopaków, szczególnie Harry próbował mną potrząsnąć, bym przestała płakać i zaczęła się uśmiechać.

-----------------------------------------------

Proszę bardzo, jest 68! ^-^ Mam nadzieję, że się spodoba, bo pisałam go dwa dni, po 7 godzin.
Dlatego proszę o 17 komentarzy i pojawi się następny. Wraz z kolejnym rozdziałem, mam dla was niespodziankę :)

niedziela, 19 stycznia 2014

Chapter 67.

Wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. Goście z daleka umieszczeni w hotelach. Ostatni dzień, to
 już jutro. Byłam zdziwiona,że Niall i chłopaki wylatują już dzisiaj rano, bo ich wieczór kawalerski będzie trwał dłużej niż obejmuje słowo 'wieczór', jednak większe prawdopodobieństwo jest że to lot zajmie im cały dzień. Żaden z nich nie chciał puścić pary z ust, nic się nie dowiedziałam i vice versa - oni od nas też. Ani Perrie, ani Eleanor nic nie powiedziały, za to Liam był zaskoczony, bo zaprosiłam Danielle a nie Sophie i było również z tego powodu przykro, ja jednak musiałam wybierać. Odkąd chłopak Alexis (Johny) i narzeczony Sam (Dylan) przyjechali do Londynu, one spędzały z nimi o wiele więcej czasu niż ze mną, lecz nie miałam nic przeciwko. Jutrzejszej nocy miałam nie spędzić w stolicy Anglii, tylko w samolocie do... no właśnie, dokąd? Niall uznał, że miejsce naszego miesiąca miodowego na razie pozostanie niespodzianką. A do tego czasu chciałam załatwić  wszystkie swoje sprawy.
Postanowiłam odprowadzić Niall'a na lotnisko, lecz chłopaki pozwolili mi jedynie iść z nimi do głównej hali, bo dalej dowiedziałabym się gdzie lecą, przynajmniej mogłabym zgadywać, bo każda bramka ma kilka miast do których można lecieć wchodząc akurat do tej. Nie mieli odprawy, bo nie mieli żadnych bagaży. Pożegnałam się z nimi przed przejściem (bramką) nr 3, były to loty do Miami, LA, Buenos Aires i Sao Paulo. Mogę się teraz tylko zastanawiać, gdzie mogą lecieć. Ameryka Południowa?
-Nie uciekniesz?- zapytał Niall, gdy była jego kolej, aby przejść na 'drugą stronę'.
Pokiwałam przecząco głową. Wiedziałam, że tylko żartuje.
-Gdybym miała to zrobić, zrobiłabym o wiele wcześniej.
-To spotkamy się przy ołtarzu.
-Rozpoznasz mnie po białej sukni.
-Będę wypatrywać.
Roześmialiśmy się oboje. Od jakiegoś czasu, w miejscach publicznych zaczęłam czuć się swobodnie, nawet teraz to że przyglądało nam się tyle osób, nie przeszkadzało mi.
-Baw się dobrze i zamów sobie jakąś ładną laskę. - życzyłam mu, gdy chłopaki zaczęli go wołać.
-Co?- zdziwił się.
-Już dobrze wiesz o czym mówię.
-I dlatego to z tobą się żenię.
Pocałowałam go po raz ostatni i odszedł.
To działo się naprawdę. Te zapewnienia, gdy jako nastolatka rozpowiadałam każdemu kto chciał mnie słuchać, że nigdy nie wyjdę za mąż , że będę bizneswomen i zamieszkam w apartamencie z widokiem na Madison Square Garden, a moim jedynym towarzyszem będzie mały maltańczyk.
Nic się nie sprawdziło i nie będzie miało. Teraz to czuje, Niall to ten jedyny. Już nie mam tamtych wizji przyszłości i cieszy mnie to.
W tym wieku, może i nie jestem w 100% dojrzała, ale wiem że takich 'wizji' jest wiele i większość z nich się spełnia, przez to maleje wzrost demograficzny, to nie są Chiny, gdzie rodzi się dziecko za dzieckiem i trzeba było wydać prawo do posiadania maksymalnie dwójki dzieci - to jest Anglia, gdzie nie ma już starych panien i starych kawalerów, tylko single, którzy żyją z dnia na dzień i nie mają tyle problemów dotyczących rodzicielstwa. Tutaj brakuje rodzin wielodzietnych.
Dojechałam do domu gotowa do pakowania. Może i brałam tylko podręczną, dużą torbę, ale musiałam coś wziąć, nawet tylko po to, aby mieć coś w co mogę się przebrać, a nie jak chłopaki, wzięli pewnie tylko portfel i telefon. Poprawka: Zayn jako jedyny miał plecak.
Zaskoczyły mnie Alexis i Sam, które były już w środku i czekały na mnie.
-Jak tu weszłyście?
-Drzwiami... tak to jest jak nie zamyka się drzwi.
Usiłowałam sobie przypomnieć czy na serio nie zamknęłam drzwi, ale z rana pamiętam tylko pośpiech.
Spojrzałam na dwa plecaki oparte o fotel.
-Już spakowane?- zapytałam z sarkazmem.
-Ty też powinnaś być, za półtorej godziny wyjeżdżamy, a za dwie i pół  mamy samolot.
Coś mi się musiało pomieszać chyba tak długo wracałam z lotniska, bo sądziłam że lot mamy za kilka godzin, o 14.30. Spojrzałam na ekran telefonu, który trzymałam. Była 12.00. Weszłam prędko do garderoby i zaczęłam się pakować. Tylko rzeczy bez których nie mogę się obejść na co dzień i strój na jutro. Po tym wzięłam prysznic i przebrałam się.
Dokładnie 7 minut przed czasem zeszłam do salonu.
-Wow, wyrobiłaś się.
Przymrużyłam oczy, jak kot.
Chwilę potem mogłyśmy już wychodzić. Taksówka stała na podjeździe. Sprawdziłam z pięć razy czy dom jest zamknięty i wyjechałyśmy.
Od razu zorientowałam się czemu tyle czasu zajęło mi dojechanie z lotniska do domu po tym jak odwiozłam chłopaków. Teraz było tak samo- niesamowite korki. Nic nie dało to, że Alexis cały czas przeklinała (ale wydawać by się mogło, że chce wywołać deszcz). Mało co byśmy nie zdążyły.
Ta scena była podobna to tych słynnych hollywoodzkich, gdzie rodzina biegnie przez cały budynek, bo może być za późno. I tak jak oni, rozluźniłyśmy się dopiero na pokładzie pierwszej klasy.
Czekał nas ośmio godzinny lot do Las Vegas. To trochę sprzeczne z tym co przyjęło się w XXI wieku. To pan młody powinien udać się na swój wieczór kawalerski do Las Vegas, podczas gdy mój przyszły mąż i jego koledzy mieli całkiem inny plan, najbardziej prawdopodobne jest że są w drodze do Los Angeles.
A może po prostu naoglądałam się za dużo filmów i mylę się z tym Las Vegas? Może to miasto jest już przereklamowane?
-Hej! Oliv, już jesteśmy.
To Samantha próbowała mnie obudzić.
Cały lot przespałam, po pierwsze dlatego że dostarczałam mózgowi zapas energii na noc, a po drugie dlatego że i tak nie miałam innego zajęcia. Alexis grała na PSP, a Sam słuchała muzyki. Przynajmniej wyspałam się teraz, a nie potem pod jakimś stołem.
Spojrzałam na godzinę na zegarze pokładowym. W Las Vegas była prawie 18. Według planu dziewczyn, miałyśmy godzinę na sprawy organizacyjne.
 Przed odlotem nie spotkałyśmy się z Perrie, El i Danielle, bo na pewno wsiadły wcześniej, niż my , a szukać ich po pokładzie też nie było sensu. Dopiero spotkałyśmy je w sali przylotów. Jak się okazało, one również były wtajemniczone w ten cały 'plan', tylko ja zostałam wyjątkiem.
Udałyśmy się do hotelu Plaza, gdzie miałyśmy spędzić te kilka godzin przed porannym powrotem do Londynu. Każda z dziewczyn przebrała się, a Alexis która miała sukienkę- sukces- wręczyła mi mój strój.
-Ty żartujesz sobie?- zatkało mnie gdy podniosłam wieczko pudełka.
-Nie, pozwoliłaś mi wybierać. Jest umowa, ja w sukience, ty w tym.
-Przecież jak mi ktoś zrobi w tym zdjęcie,to... to, ugh!
-Zawsze możesz się wycofać.
-Nie! Umowa nadal aktualna.
Uśmiechnęła się szeroko. Gdy weszłam do pokoju w tym czymś, wszystkie wybuchnęły śmiechem.
Aby chociaż nikt na ulicy w tym nie zobaczył, założyłam na wierzch płaszcz, przecież w klubach nikt nie będzie robić zdjęć, a jak już to nie będzie dużo widać.
-Zajmijcie stolik, a my pójdziemy po coś do picia.
Usiadłyśmy, a Perrie i Dan odeszły w stronę baru.
Kilka szklanek mieszanki soku z z kiwi i ginu i poszłyśmy tańczyć. Zajmowałyśmy, poprawka, byłyśmy centrum klubu. Gdy miejsce nam się znudziło, poszłyśmy do innego lokalu, zajęte szukaniem telefonu, by robić zdjęcia, nie widziałyśmy gdzie wchodzimy. Był to klub z męskim striptizem. Strzał w dziesiątkę. Każda z nas (prócz Dan) miała kogoś, ale czy to znaczyło że raz nie możemy się zabawić?
-Taniec dla panny młodej?
Usłyszałam za sobą czyjś głos. Okazało się że to facet który przed chwilą tańczył na scenie. Po naleganiach dziewczyn zgodziłam się, takich propozycji nie dostaje na co dzień. Cały czas były robione zdjęcia i to moim telefonem. Z tego klubu wyszłyśmy z tamtym facetem, który miał niespotykane imię- Scully. Miał dołeczki w policzkach, zielone oczy i niesamowicie białe zęby. Przypominał przez to Hazze, ale Scully był gejem, a Harry ewidentnie nie, chyba że się mylę...
-Za dużo myślisz- odezwał się jedyny facet naszego wieczoru, gdy prowadził nas do klubu podobnego do tego, gdzie go spotkałyśmy.
Wypiłyśmy tam o wiele za dużo, dlatego odbiegłyśmy od tajemniczego 'planu' i poszliśmy do kasyna.
Hazard to coś zdecydowanie nie dla mnie. W sumie straciłam 960$, a Alexis która wyłożyła 200$ wygrała 2000$. Ma się to szczęście, nawet nie wiedziałam, że potrafi grać w pokera.
Mój telefon był przekazywany z rąk do rąk. Chodziliśmy po mieście, wchodząc niemalże do każdego klubu, baru etc. Dużo rzeczy zapomniałam, we wspomnieniach miałam czarne dziury.
Przed tym jak kompletnie straciłam świadomość tego co robię, wpadłam na ulicy na jakiegoś chłopaka, przewróciliśmy się oboje. On również nie był sam, a moje przyjaciółki uznały to za śmieszne i zrobiły nam zdjęcie. W tym czasie Scully podrywał jednego z kolegów faceta z którym leżałam na środku ulicy. Flirt Scully'ego nie udał się, bo jego obiekt... zwymiotował do pobliskiego kosza. Chociaż to pamiętam, twarzy żadnego z nich nie zapamiętałam. Są na zdjęciach. Po tym weszłyśmy jeszcze gdzieś i więcej nie pamiętam.

----------------------
Obiecałam to jest! :) Jeszcze nie zabrałam się za następny, ale mam ferie więc pójdzie prędko :D
Komentować!

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Chapter 66.


5 dni, tyle nam zostało. Szczerze mówiąc to wolałabym, abyśmy mieli to już za sobą. Nie chodzi mi o to, że się nie cieszę, wręcz przeciwnie, ale dosłownie wszyscy żyją tym ślubem, pierwszy raz w życiu mam dosyć bycia w centrum uwagi.
Teraz już, było to życie z dnia na dzień, nie w ciągłym pośpiechu jak miniony rok. Czy było to lepsze? Na pewno można było skupić się na sobie i na swoich problemach. Czasem to pomaga, ale jednak wolę zdać się losowi i niech się dzieje co chce.
Już 5 dni temu obiecałam Alexis i Sam, że spotkam się z nimi, jednak nadal nie mogłam znaleźć odrobiny czasu, z tego powodu że cały następny miesiąc mam być niedostępna dla wszystkich, teraz jest więcej pracy, dużo więcej.
Dzisiaj jednak postanowiłam spędzić z nimi trochę czasu, przecież złożyłam obietnicę. Dlatego też, to ja dzisiaj obudziłam się pierwsza, gdy Niall miał spać jeszcze przez dobre kilka godzin.
By nie tracić czasu, zrobiłam to co zwykle rano i odjechałam w kierunku studia. Miałam dzisiaj dograć ostatnie dźwięki, do piosenki i na tym było by koniec, no jeszcze jutrzejszy koncert, ale dla mnie nie jest to forma pracy.
Zespół i wszystkie osoby potrzebne do dokończenia 'Crazy Love' zebrałam już z samego rana, nie byli za szczęśliwi stawiając się o 8 rano w pracy, ale raz mogli się poświęcić.
Cały czas gdy spotykałam Daianę, czyli bardzo często, bo to mój menager, martwiłam się, że zapyta mnie o Melanie, której tajemnicy nie mogłam wydać, moje obawy potwierdziły się gdy skończyliśmy nagrywać.
-Wiesz może co z Melanie? Zadzwoniła do mnie ostatnio i powiedziała, że musi odpocząć od tego wszystkiego. Możesz mi to wyjaśnić?
Spojrzałam na nią, nie wiedząc co odpowiedzieć. Wyglądała na przestraszoną i zmartwioną, ale odpowiedziałam jej nie dokładnie to co mnie przekazała Mel.
-Do mnie też dzwoniła, wyjechała dla jej robra, jest nadal młoda i chyba ją to przerosło, no wiesz za dużo miała obowiązków. Na pewno wróci, daj jej trochę czasu.
Kiwnęła głową, ale nie wiem czy to jej pomogło. Chciałabym jej wyjawić prawdę, by nie zamartwiała się dłużej, ale nie mogłam. To życie Melanie, a nie moje i skoro podjęła taką decyzję, nie mogę jej zmienić.
O 12.00 byłam już wolna, tak więc mogłam pojechać po Sam i Alex. To było takie jeżdżenie w kółko, po całym Londynie, ale co poradzić, skoro moje druhny nie mogły zboleć, że wychodzę za mąż i już teraz żyję jak 40-latka.
Na początku zabrałam je do mojej ulubionej kawiarni. Nie były tak jeszcze, bo dopiero pół roku temu, gdy już tu nie mieszkają, powstała.
-Nareszcie możemy porozmawiać, to jak te kilka dni w Londynie?- zaczęłam, gdy złożyłyśmy zamówienie.
-Pytasz się nas? Ty lepiej mów co u ciebie.
-Mało się zmieniło, to tylko praca. Jedyne co różni ją od pozostałych to to że ludzie rozpoznają mnie na ulicy, a to czasem jest męczące. Wolałabym posłuchać waszych opowieści.
Alexis zmarszczyła brwi, może jednak trochę przesadzałam, ale wolałam nie opowiadać im całego mojego życia, niektóre historie znajdą na internecie.
Zmuszone przeze mnie opowiedziały co się u nich dzieje, szokiem było dla mnie że Samantha spodziewa się dziecka, bo nic nie było po niej widać, a Alexis znalazła nową pracę w gazecie, przez co niekiedy sprawdza co u mnie.
-A tak w ogóle to dziękujemy ci za te bilety do Angli.
-To tylko 4 bilety nic wielkiego. Nie mogłam pozwolić by jedna jechała pociągiem, a druga autobusem. A właśnie gdzie Dylan i Josh? Myślałam że przylecicie razem.
-Dylan przyleci jutro - odpowiedziała mi Sam.
-A Josh dwa dni przed ślubem - dokończyła Alexis.
-No mam nadzieję, że liczba gości nie zmaleje znacząco.
-O to się nie martw, kto by nie chciał przyjść na wasz ślub.
-Dzięki za przypomnienie o światowym rozgłosie.
W sumie w kawiarni spędziliśmy 3 godziny, dopóki trzy dziewczyny nie poprosiły o zdjęcie, oczywiście zgodziłam się, ale po tym wyszłyśmy. Nie chciałam by poczuły się nieswojo, nadal pamiętam jak to było gdy zaczęłam mieszkać u chłopaków i jak ludzie zaczepiali mnie na ulicy. Do tego trzeba się z czasem przyzwyczaić.
Następnie poszłyśmy do kina, jak dawniej. Fajnie było wrócić do dawnych czasów nawet na kilka godzin, żałuję że już wcześniej nie spotkałam się z dziewczynami, bo miałabym więcej czasu na to żeby choć na trochę odciąć się od rzeczywistości.
Nasza bajka się skończyła, gdy Alexis wychodząc z kina zauważyła na Twitterze, że ktoś napisał gdzie akurat jestem.
-Skąd oni to wiedzą?- pożaliłam się.
-Śledzą cię!- zażartowała Sam.
-Są wszędzie.- dodała Alexis.
Niestety 'kilka' osób zdążyło zareagować na tą wiadomość i zjawili się pod kinem. Nie byłoby takiego zamieszania, tylu fleszy gdyby nie było to kilka dni przed ślubem, teraz każde pismo chce mieć moje i Niall'a zdjęcie. Przyśpieszyłam z dziewczynami, by jak najszybciej znaleźć się w aucie z przyciemnianymi szybami.
-Mówiłam że cię śledzą!- zaoponowała Sam.
Pojechaliśmy do mnie do domu, gdzie jeszcze nie były, nie dlatego że dowiedzieli się że chodzę po mieście bez ochrony, ale dlatego że chcę kontynuować moje 'zwyczajne' popołudnie.
Niall'a już nie było, nie wiem co robią z Harry'm, bo spotykają się od kilku dni codziennie, ale nie chcę tego wiedzieć, może planują wieczór kawalerski.
I o tym mowa, jakby czytały mi w głowie.
-To jak z naszym wieczorem panieńskim? - zapytała po jakimś czasie Alexis.
-No nie wiem, możemy zostać tutaj, albo...
-Oh no weź! W domu? Wykorzystamy ciebie i twoje pieniądze i polecimy gdzieś.
Podniosłam czoło do góry, pierwszy raz Alexis powiedziała coś w prost to co jej chodziło po głowie. Nie miałam nic przeciwko, bo przecież to mój wieczór.
-Dobra, to gdzie lecimy? Włochy? Paryż? - zgodziłam się wreszcie.
-Myślałyśmy trochę bardziej o Las Vegas.
-Nie sądzę że puszczą mnie bez ochrony, ale jak wam nie pasuje, możemy go wyrzucić z samolotu w połowie drogi.
-Przeżyjemy jednego napakowanego kolesia. To teraz kogo jeszcze zapraszamy? Ta twoja koleżanka Melanie?
-Ona niestety nie będzie mogła być. Ale jest jeszcze Perrie, Sophia, Danielle i Eleanor. Choć nie powinnam brać jednocześnie Sophii i Danielle, była dziewczyna Liam'a i teraźniejsza to nie dobry pomysł.
-To którą?
-Sądzę, że Danielle, bo to z nią utrzymuję kontakt cały czas, a z Sophią widziałam się tylko na premierze filmu.
-No to załatwione, resztą zajmiemy się my- tu wskazała na siebie i Sam.
Tak naprawdę to wolałabym wszystko zorganizować sama, bo wtedy wiem czy coś jest dobrze zrobione, czy wręcz przeciwnie, nie lubię liczyć na kogoś, ale skoro tak bardzo chcą to zaplanować, to nie będę wybredna. Zaczęły mnie o wszystko wypytywać, numer do Perrie, Danielle i Eleanor,czy ulubione jedzenie mi się zmieniło itd.
Gdy rozmawiałyśmy, ktoś wszedł do domu, po czym w salonie ukazał nam się wielki krzak? Dopiero gdy przyjrzałam się temu, zobaczyłam że to choinka, zza niej wyjrzał Niall.
-Hej dziewczyny!- zawołał wesoło.
-Niall, czemu 5 listopada przyniosłeś choinkę do domu?- zapytałam zrezygnowana, przecież jeszcze ponad miesiąc do świąt.
-Oj no popatrz jaka ładna, zaczęli sprzedawać, więc kupiłem. Jak zwiędnie to kupimy drugą.
-Problemy ludzi z kasą - szepnęła Sam, a Alexis zachichotała.
-Jakie śmieszne, czekaj zaraz sobie przypomnę wasze imiona. Jessica i Sydney?
-Niall i tak sobie nie przypomnisz - zwróciłam się do niego.
-Na pewno pamiętam. Audrey i Cassidy? Ashley i Amanda? Kourtney i Nelly. Dobra nie pamiętam - zwiesił ręce.
-Alexis i Samantha.
-Byłem blisko.
Gdy choinka leżała na podłodze za kanapą, zwrócił się w stronę kuchni. Po drodze pocałował mnie i poszedł dalej.
-Nadal nie mogę uwierzyć że będziecie małżeństwem, to takie słodkie. Potem tylko dzieci i...- rozczuliła się Sam, ale jej przerwałam.
-Żadne dzieci, jeszcze nie planujemy, przynajmniej przez 10 lat.
-Zobaczymy.
-No zobaczymy.
-Ani się obejrzysz a będziesz miała piątkę.
-Co? Wyobrażasz sobie mnie z piątką dzieci?
-Nie, ale ty plus Niall i piątka dzieci, to całkiem możliwe.
Wytknęłam jej język. Chyba na serio psychicznie cofnęłam się do poprzednich lat, bo od dawna tak nie robiłam. Przecież zbliżała się moja 20-stka.
Chwilę później przyszedł Niall i przyniósł nam wszystkim herbatę, usiadł razem z nami.
-To jak? O czym rozmawiacie?
-Tajemnica - uśmiechnęłam się do niego, bo nie chciałam, żeby wiedział o naszych planach dotyczących wieczoru panieńskiego.
-Mi możesz przecież powiedzieć.
Pokiwałam przecząco głową. Moment mierzyliśmy się wzrokiem.
-No dobra, planujemy wieczór panieński.
-Sam!- krzyknęłam.
-No co?
-I jak te wasze plany? Tak na marginesie, wylatuję z chłopakami już w czwartek wieczorem.
-My też, ale więcej ci nie zdradzimy.
-Nawet miejsca?
-Nawet tego. Nie dowiesz się nigdy, wszystko co wydarzy się na tego wieczoru, pozostanie między nami.
Zadzwonił Niall'a telefon, więc ten wyszedł, a my kontynuowałyśmy temat. Skłoniłam Alexis do włożenia sukienki, a nie jeansów i t-shirta, ale pod warunkiem, że ona wybierze mi strój. Znając ją będą to właśnie spodnie i bluzka, ale i tak wolę to, bo lepiej żeby wszyscy nie oglądali mojej bielizny.
Wieczorem odwiozłam dziewczyny do hotelu. W domu zastałam Niall'a śpiącego na kanapie, trochę zasiedziałam się w tym hotelu. Obudziłam go, by przeszedł do sypialni, bo następnego dnia by narzekał na ból pleców.
-Mediolan?- zapytał sennym głosem.
-I tak ci nic nie powiem.
------------------------------------

No i jest! Jutro do szkoły, więc od razu mówię że nie dodam następnego rozdziału do ferii, które zaczynają się 17 stycznia, więc nie długo :))