Jednak mieliśmy rację, wszyscy. Nie dało się zorganizować ślubu w 44 dni, dlatego na miesiąc przed wydarzeniem przenieśliśmy datę na 13 listopada. Wiedzieliśmy co z tego wyniknie, a głównie chodziło tu o pogodę, ale musiało tak być. Akurat nie rozesłaliśmy zaproszeń, a datę ustaloną w kościele można było z łatwością zmienić i co więcej mieliśmy teraz 3 miesiące na przygotowywania, co wiązało się również z tym, że te kilka miesięcy połowa brytyjskich nastolatek, gazety i telewizja miały kręcić się w okół tejże daty.
Było coś jeszcze co wiązało się z przełożeniem ślubu. Moja mama uważała to za niesubordynacje i gdybyśmy się wcześniej za to zabrali, ślub odbyłby się wtedy jak wcześniej ustaliliśmy. Dlatego teraz zamierza sama wszystkiego dopilnować, a od dzisiaj zaczyna. Idziemy wybrać suknię ślubną.
18 września - według starego planu, powinno być pięć dni po ślubie, a według nowego planu - niecałe dwa miesiące przed. Coraz bardziej zaczynam się martwić, czy nie przełożyć tego na wiosnę, bo nawet teraz, pogoda nie nadaje się na żadne takie uroczystości, co gorsza później. Jednak wszyscy wybijają mi ten plan z głowy, a Niall zastanawia się czy w ogóle chcę za niego wychodzić. W ten sposób muszę zacisnąć zęby i iść na przód.
Tak jak teraz, szłam właśnie z dół schodów - jeszcze 20 pięter. Jak na złość w południowym Londynie nie było prądu, bo wczorajszej burzy coś naprawiają. Wyszłam na zimne, lecz orzeźwiające powietrze. Z pozoru mój strój nie nadawał się na tę porę roku, ale doskwierający mi chłód wyrywał mnie z odrętwienia jakie bardzo często mnie dopadało. Potrafiłam przesiedzieć noc patrząc się w punkt przede mną, a rano nie byłam zmęczona. Nikt poza mną o tym nie wiedział i chciałam żeby tak zostało, bo wyślą mnie do psychiatry, albo co gorsza Niall pomyśli, że boję się ślubu.
Początek odrętwienie - gdy zdawałam sobie z czegoś sprawę. Rano Melanie mnie przywiozła do studia, a teraz nie ma mnie kto odwieźć, bo telefon zostawiłam w domu, a na 43 piętro nie zamierzam znów wchodzić, ot co wolę iść te 30 km do domu.
Byłoby to pewnie nieuniknione, gdyby obok mnie nie pojawił się znajomy, czerwony wóz.
-Wsiadasz? Czy zamierzasz się przejść? - zawołał głos, którego się spodziewałam zobaczywszy samochód.
-Pogoda jest ładna - odkrzyknęłam z sarkazmem.
Zaśmiał się i otworzył drzwi od strony pasażera. Posłusznie wsiadłam. Czasami zastanawiałam się czemu przyjaciel zna mnie niekiedy bardziej niż chłopak, ale nie poznałam odpowiedzi, tak miało być.
-Skąd wiedziałeś...- zaczęłam, ale nie wiedziałam od czego zacząć.
-Że zapomniałaś telefonu i nie ma cię kto odwieźć, a taksówka odpada.
-Tak, właśnie tak. Nie chcę naprawdę wiedzieć skąd to wszystko, ej... o co ci chodzi z taksówką?
-Ostatnio jak jest jakakolwiek najmniejsza wzmianka o taksówce to wzdrygasz się, nie jeździsz nimi.
-Taak, no wiesz, za dużo telewizji.
Nie musiałam nic więcej dodawać, wiedział o co mi chodzi. No tak, kolejne bzdety który naoglądałam się, gdy miałam dnie wolne. A mianowicie: Taksówkarze są niebezpieczniejsi od samych wypadków drogowych. Jakbym nie miała już powodów do zmartwień.
-Harry... powiesz mi w końcu, co się stało z Melanie, bo ona też...
-Nie - przerwał mi - nie ma o czym mówić, okazało się że nie pasujemy do siebie.
-Ale jak to? Przecież...
-Daj spokój - znów wszedł mi w słowo - na jednej dziewczynie świat się nie kończy. Nie jestem jak Niall.
-Dlatego w tej kwestii daję ci maleńkiego...
-Co? - podniósł brwi.
-Nie przerywaj mi! Chodziło o minusa zboczeńcu!
Udało się, rozładowałam napięcie tym co i tak wypominam mu na co dzień.
Nie śpieszyło mi się do domu- gdzie wszystko kręciło się w okół 13 listopada, ale i tak jechaliśmy już najdłuższą, możliwą drogą i nie dało rady dłużej zwlekać. Z miną męczennika udałam się do drzwi.
Niall rzadko teraz bywał w domu, miał dużo pracy. Jednak postanowiłam do niego zadzwonić, tak po prostu. Po pierwszym sygnale usłyszałam dźwięk jego telefonu w kuchni. Poszłam tam, komórka była, ale Niall'a już nie.
-Niall!? - krzyknęłam, choć bardziej prawdopodobne było, że zostawił telefon.
Po chwili usłyszałam jak ktoś biegnie po schodach z samej góry, wreszcie zobaczyłam go. Uśmiechnął się na mój widok i przyspieszył - nie wiem po co - aż...
Poślizgnął się na jednym ze schodków i przeleciał przez barierkę. Upadł tuż przy mnie.
Serce na moment mi stanęło, gdy nie podnosił się, ani nie ruszył. Prędko uklękłam przy nim i odwróciłam go na plecy. Spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem.
-Niall!? Słyszysz mnie? Zadzwonię po pogotowie.
Miałam już wstać, gdy złapał mnie za dłoń.
-Nie jest tak źle, ale kaskaderem nie zostanę.
Z moją pomocą usiadł na kanapie, a ja obok, w razie pomocy. Nadal byłam w szoku. W głowie huczało mi pytanie, co się stało!?
-Naprawdę nic ci nie jest? Nic cię nie boli?
-To tylko metr, wszystko okej, Oliv.
-I po co się tak śpieszyłeś?
-Bo cię kocham. Z miłości ludzie robią różne rzeczy.
Teraz już się uśmiechnęłam, skoro wszystko było dobrze i żadnych poważniejszych obrażeń nie ma, to nie miałam się o co martwić.
-Plany na dziś? - zapytał po chwili.
-Odbiorę mamę z hotelu i jedziemy szukać sukni. Nawet nie wiesz jakie to męczące.
-Pojadę z tobą.
-Mógłbyś? Dziękuję, chociaż tyle. Z mamą już dostaje szału. Za droga, za brzydka, za pstrokata - zaczęłam udawać moją rodzicielkę.
-Jasne, czemu nie.
Popołudnie spędziłam z Nialler'em i mamą. Przez ostatni tydzień, byłam już w chyba wszystkich, możliwych sklepach i NIC. To dołujące. Jednak miałam wrażenie, że dziś mi się poszczęści.
W obecności mojego narzeczonego - wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić, moja mama była mniej skora do opisywania idealnej sukni dla mnie, a ja byłam wielce wdzięczna za to. Sama wiedziałam, co mnie się podoba i tymże gustem będę się posługiwać.
Słońce dawno zaszło, Niall zjadł dwa hot-dogi, po czym weszliśmy do ostatniego z zaplanowanych sklepów, dlatego, że w nim przy maksymalnych cenach stał wielki wybór. Ale oczywiście wśród samych plusów, musiał być jakiś minus. Pewna osoba uważała że wydać majątek na suknie,którą raz założę to przesada i nie zgadza się z tym, to wcale nie był Niall.
Zrobiłam dobrą minę do złej gry i i tak weszłam. Z początku nic nie rzucało mi się w oczy, a Niall, który prawdopodobnie miał dość jak na jeden dzień, cały czas wykrzykiwał: może ta? albo ta?!.
Wreszcie jedna bardzo mi się spodobała, była w moim guście i co więcej, wyrażała mnie.
Od razu poszłam ją przymierzyć.
-Niall chyba nie powinien oglądać cię teraz w sukni - błędnie zauważyła moja rodzicielka i spojrzała na Blondyna znacząco.
-To tylko przesądy z innej epoki. Nic się nie stanie - skwitowałam i zasunęłam kotarę w przymierzalni.
Wyciągnęłam nogi na stoliku przed kanapą.
-Może miała rację? Niepotrzebnie tyle wydałam na coś co i tak raz założę - pożaliłam się Niall'owi.
-Miała rację tylko w tym, że raz ją założysz, ale opłacało się. Wyglądasz w niej cudownie.
Nie mogłam uwierzyć, że z każdym posunięciem naprzód mój lęk i obawy przed ślubem będą się zmniejszały. Moja zgoda musiała mieć jakieś podstawy, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, wtedy była to spontaniczna decyzja, ale wydaje mi się, że nie wprost ale moja intuicja podpowiadała mi że coś takiego może się stać i jakoś analizowałam za i przeciw. Teraz nie mogę sobie przypomnieć, co było przed tym jak powiedziałam 'tak' bo wtedy zaczęło się tak jakby coś nowego, a w momencie, gdy powiem 'tak' na ołtarzu, zacznie się moje, nowe życie, tym razem lepsze.
Tylko czy to co było do tej pory się nie zmieni? Fakt, nie jesteśmy normalni, nie mamy normalnego życia, ale nie możemy kierować swoim życiem tak, aby inni byli szczęśliwi, to jest po prostu...
-O czym tak myślisz?- wyrwał mnie z zadumy głos Niall'a.
-Skąd wiesz, że o czymś myślę, może patrzę się w wyłączony telewizor?
Parsknął śmiechem. Gdy przeanalizowałam to zdanie, też wydawało mi się komiczne.
-Zawsze gdy o czymś myślisz, między brwiami pojawia ci się taka mała zmarszczka - pokazał mi to miejsce.
-Aha, czy sądzisz że już się starzeje.
-Nie... bo, ja ... no...eee
-Żartowałam.
Wytknęłam mu język. Zaraz zaczął mnie łaskotać, ze śmiechu do oczu napłynęły mi łzy, a brzuch rozbolał.
-Przepraszam! - krzyknęłam wreszcie.
Podziałało, przestał.
-To powiesz mi o czym myślałaś?
-O tym, czy podjęliśmy właściwą decyzję.
-Nadal możesz zmienić zdanie.
-Nie! Wiem, czego chcę. Włącz ten telewizor, bo szału dostanę.
Zaśmiał się gardłowo i zrobił to o co go prosiłam.
-Zadzwonisz po Hazze? Siedzi pewnie sam. - spytałam, bo przypomniałam sobie rozmowę moją i Harry'ego z rana.
-Jasne.
Może i byłam przewrażliwiona, ale było mi go przykro. Także resztę wieczoru spędziliśmy w jego towarzystwie.
---------------------
Po długiej przerwie jest rozdział! Mam nadzieję że się podoba, bo jest pisany spontanicznie, a zawsze dokładnie obmyślałam co wydarzy się w następnej części.
To tyle, zapraszam na drugi blog : http://ordinarysstyle.blogspot.com/
Postaracie się 20 komentarzy i następny? :))
poniedziałek, 11 listopada 2013
sobota, 9 listopada 2013
Start Again!
Tak sobie ostatnio myślałam, że muszę dalej się rozwijać w tym co najbardziej kocham, a więc wracam! Dokończę tego bloga!
Nie wiem jeszcze kiedy pojawi się następny rozdział, muszę najpierw przetrawić poprzednie, bo co nieco zapomniałam już. Ale do końca miesiąca obiecuję że jeszcze dodam rozdział :))
A jeśli chcecie być ze mną na bieżąco, zapraszam:
http://ordinarysstyle.blogspot.com/
Nie wiem jeszcze kiedy pojawi się następny rozdział, muszę najpierw przetrawić poprzednie, bo co nieco zapomniałam już. Ale do końca miesiąca obiecuję że jeszcze dodam rozdział :))
A jeśli chcecie być ze mną na bieżąco, zapraszam:
http://ordinarysstyle.blogspot.com/
Subskrybuj:
Posty (Atom)